Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

218
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

wym chlebie. Nie śmie się pokazywać, człowieczyna biedny i skromny, boi się, żeby go nie poznali.
— Jak się zowie?
— Nie wiadomo, bo przemienił nazwisko.
— Pewno wziął matczyne?
— A pewnie matczyne... Ot pan — dodał po chwili Malczak — mógłby jemu dopomódz łatwo.
— Ja? ja? a to jak?
— A coby to panu szkodziło, gdyby pan pozwolił tu jemu zagrać u siebie. Z sąsiedztwa zjechaliby się może posłuchać za biletami, a biedaczysko cośby zarobił, i panby pańskie dziecko podźwignął.
Hrabia odwrócił się ku niemu mocno tém pomysłem zdziwiony.
— Jednak to osobliwsza rzecz ten Malczak! zawołał: kiedy ja o nim mówię, że to geniusz, nikt mi wierzyć nie chce... No, zkądże tobie myśl taka? powiedz — dodał — zkądże się u ciebie biorą te inwencye, osobliwszy człowiecze?
Malczak przywykły do tych admiracyj, spuścił głowę i śmiał się, krzywiąc gębę a mrużąc oko nad warsztatem, bo łatwowierność hrabiego nawet jego śmieszyła.
— A coby to panu szkodziło tak zrobić? zapytał Malczak.
— Pewnie że nic, ale ja go nie znam, sam mu się pierwszy napraszać nie będę, on nie będzie śmiał znowu.
— E! to i poznać się łatwo, aby pan chciał tylko! Gdyby kiedy pan wyszedł drogą ku Robowu, lipami, mógłby się z nim spotkać, bo on tam często się przechadza... Panby go zagadnął, a już reszta toby się sama zrobiła.
Hrabia, jak ludzie przywykli pieścić się myślą swoją, wciąż tylko powtarzał: