Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

263
JASEŁKA.

— Ale jakże? zaraz?
— Jedź natychmiast, śpiesz... szukaj, nie dawaj mu się oddalić... Lub nie: powiedz mi jeszcze co o nim.
— Cóż powiem panu? Serdeczny chłopiec...
— Ma rozum?
— Ojciec Otto mówi o nim... on kocha go także bardzo...
— A, prawda, spytam Ottona. Ty wybieraj się i jedź co rychléj, a pozwólcie mi tu zostać w téj izdebce, w któréj są, jeszcze ślady po nim, biedném dziecięciu...
— Ot, jeszcze kij jego w kącie! rzekł Martynko: sam go tu wystrugał.
Herman pochwycił w drżące ręce kawał drzewa, ścisnął gwałtownie i oczy weń wlepił, jakby z niego miał coś o tym, który go nosił, wydobyć, dowiedzieć się. Znowu dwie łzy błysnęły mu na powiekach.
Wtém wszedł Otto, który z dala dotąd trzymając się, czatował. Hrabia rzucił się ku niemu.
— Siadaj, rzekł: ty mi więcéj, ty mi lepiéj o nim rozpowiesz.
Żółtowski mrugnął na Martynka i wyszli z nim razem, zostawując ich sam na sam. Otto usiadł spokojnie, siwiejące włosy przerzucając ręką żylastą.
— Mówmy jak starzy towarzysze szkolnéj ławy, odezwał się Herman. Znasz mnie i moje dzieje; Bóg zrządził, że jego poznałeś: powiedz mi, zaklinam cię, czém on jest? Żyłeś z nim, potrafiłeś ocenić.
— Nie wiem czy jest synem twoim, choć ta ucieczka czegoś dowodzi, rzekł Otto; nie myślę kim jest, ale to chłopak wielkich nadziei. Dusza najpoczciwsza, szczera, prosta, uczuć szlachetniejszych trudno... tylko dzieciak. Sierota rozmiłowany w swéj swobo-