Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

51
JASEŁKA.

wodu do kłótni nie było, zamykał się u siebie na modlitwę, potem prowadził zażartą fabrykacyę tabaki, a gdy się ta sprzykrzyła, wiązał niewód.
Ile utarł tabaki, któréj ani on sam, ani nikt zażywać nie mógł, ile niewodów do dóbr hrabiego przysposobił, trudnoby wyliczyć. Tabaka leżała pakami; niewody zapaśne, latami oznaczone, wisiały wszędzie po strychach. Pracowitszego nad niego nie znalazłeś człowieka.
Tego dnia właśnie schodził z góry Paweł, gdy w sieni spotkał Porciakiewicza, z którym dawno się znał, bo go małym chłopakiem pamiętał Siermięzki.
— O to! a co tu pan u nas robisz? zapytał Paweł uśmiechając się.
— A co! jak myślicie panie Pawle? Bieda mnie przygnała.
— Zaś bieda! a jakaż? niech Bóg broni! Czyżby już bieda do tak gospodarnego zawitała człowieka?
Porciakiewicz głową pokiwał.
— Nie dość to gospodarstwa, szczęścia jeszcze potrzeba... Ot co! na starość sługą zostałem.
I łzę otarł, pokazując pieniądze, które jeszcze trzymał w ręku.
— No! no! może u nas zostaniecie? spytał Paweł wesoło.
— Będę ekonomował w Sienném.
— A co złego? żywo chwytając go za rękę, dodał staruszek. U takiego pana służyć, nie wstyd i nie żal, mospanie; to człek złoty!
A widząc na twarzy Porciakiewicza jakiś uśmiech dwuznaczny, dorzucił:
— Et! wy bo go nie znacie... On ma taką passyę udawać nieużytego i srogiego; ale serce poczciwe,