Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

187
JASEŁKA.

dobnego obawiać: panna piękna, bogata, rozumna, nie oparłby się jéj i święty. Ja pierwszy — dodał śmiejąc się — gdyby we mnie się zakochała, ryzykowałbym się.
— A! co pleciesz doktorze!
— Dalipan, że zrobiłbym ofiarę. Pani myślisz, że to nie byłaby ofiara?
Pani Anastazya pogroziła mu palcem na nosie.
— A jużciż, będąc tak brzydkim i starym jak ja, to gotowa bieda. Ale mówmy seryo, droga pani: panna Aneta zakochana?
— Być może!
— E! mów pani jak przed przyjacielem.
Matka westchnęła głęboko i podparła się na dłoni.
— No! to ci to już koniecznie trzeba wszystko powiedzieć? Zdaje mi się, że odgadłeś.
— Chwała Bogu! górą medycyna! Poradzimy!
— Nie wiem, bo...
— Jużciż nie we mnie to pewna; powiedz mi pani, po cichuteńku, na ucho, w kim?
— One tu podobno wszystkie głowy potraciły dla tego bohatera w siermiężce... (Ruszyła ramionami). Prawda, że chłopak niczego, ale dziwak.
— Jestem w domu! Hrabia Jerzy?
— Tak i mnie się zdaje.
— A no! to go wziąć, zawołał doktor. Kobiety mają na to tysiąc sposobów, a na mężczyznę jednego dosyć.
— Nie tak to łatwo, powoli rozgadując się, odezwała się matka. Z każdym innym byłoby mi nierównie wygodniéj, ale to zdziczałe, samowolne! Aneta lepiéjby zrobiła daleko, gdyby go sobie z głowy wybiła.
— A, pani dobrodziejko! jak skoro siedzi w gło-