Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

211
JASEŁKA.

strachy na Lachy. Lecz gdy powoli Marya wszystko, co osobistą jéj własność stanowiło, przewieźć kazała, gdy się zaczęła urządzać jak na zawsze w swéj wiosce, hrabia począł się coraz bardziéj niepokoić. W domu brakło mu czegoś. Był sam, robił co chciał; ale często łapał się w drodze na górę do pokojów hrabiny, i zawracał z przykrém przypomnieniem, że jéj nie ma; uśmiechu Loli, jéj szczebiotania i rannego pocałunku mu brakło. Sam z Malczakiem, który ze swą krzywą gębą na szatana wyglądał, skazany na jednostajny pokarm jego pochlebstw i plotek, czuł, że jakiegoś czystszego żywiołu brak jego życiu.
Miał on usłużnych donosicieli, którzy mu dość regularnie zdawali rapporta z tego, co się działo u hrabiny; ale ci tylko to co widzieli przynieść mogli: wielu rzeczy od nich dowiedzieć się nie mógł. Z razu chciał sam jechać, duma go wstrzymała; potém wstyd, żeby się nie zdało, że upokorzony i skruszony sam się o przebaczenie doprasza; potém coraz żywiéj czując udręczenie, za to co doznawał, począł głęboką urazę mieć do żony, i o zbliżeniu się do niéj mowy ani myśli nie było.
Ale koniec końców niepokój i zgryzoty rosły co chwila. Malczak bacznie na to spoglądał z boku, a choć mu wiele rzeczy dotykać nie wypadało, cieszył się, że sam pozostał, starał się nieznacznie uspakajać, zajmować, rozrywać, aby tęsknoty nie dopuścić. Hrabia miał w nim jednego z owych zauszników bajecznych, jakich tylko słabi ludzie przy sobie ścierpieć i wyrobić umieją.
Codzień z rana, zaledwie wstał, Malczak w swoich pantofelkach i watowanym kaftaniku zjawiał się we