Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

224
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

to wina i plama. Matka cierpiała za mnie, on cierpi... jam jedna występna.
— Dosyć mi tych deklamacyj! przerwał ojciec. Zostaw mi sąd o tém. Wiedz tylko jedno, że umrę raczéj niż dopuszczę, abyście choć nadzieję mieć mogli; że pod błogosławieństwem ojcowskiém, słyszysz? że pod błogosławieństwem, zakazuję ci myśleć o tém. To jest moja wola i niezmienne postanowienie.
Lola powoli upadła bez tchu na poduszki — a gdy weszła, a raczéj wlokąc się powoli wcisnęła matka, już oczy jéj stanęły słupem, ręce się ścisnęły, zęby zacięły, i omdlenie w kość i marmur obróciło ją całą.
— Wody! ratunku! lekarza! załamując ręce wołała biedna matka. Lolu! dziecko moje! serce moje! to ja!
Nie spojrzała na męża, nie był to czas czynienia wyrzutów, bo i sam hrabia zatrzymał się przelękły, nie wiedząc co począć, jak się tłómaczyć, i niepokojąc się o skutki swojego uporu.
Słudzy rozbiegli się po leki. Lola leżała jak martwa. Marya wskazała tylko mężowi ręką, aby wyszedł; a Rajmund posłuszny tym razem, znikł za drzwiami.
Sam uczuł, że widok jego przy rozbudzeniu mógł córkę znowu o ten sam stan przyprawić.
Nierychło otwarły się jéj źrenice, usta przepuściły westchnienie, oczy łzy; pierś znowu wciągnęła powietrze i rączki schwyciły za bolące serce.
Budząc się, dziecina najprzód szukała matki, i rzuciła się na jéj szyję, tuląc główkę w objęciach.
— Uspokój się, uspokój, uśniéj, odpoczniéj, pomódl się droga Lolu... w Bogu zawsze nadzieja!
— O! dla mnie nie ma nadziei! Ja noszę na sobie