Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

235
JASEŁKA.

gdy pokochasz! zawołała Aneta. I płakałam, i modliłam się, i chorowałam, i przysięgałam jemu! On mnie przysięgał i zamieniliśmy pierścionki...
Lola zbladła jak marmur; oddech się w jéj piersi powstrzymał.
— Chodziliśmy razem po księżycu, pisaliśmy listy, płakaliśmy wsparci wzajem na ramionach.
— A potém?
— A potém on znalazł bogatszą, i młodszą.
— A ty?
— A ja? płakałam jeszcze trochę, chorowałam i pogardziłam nim i nimi.
— A! trafiłaś nieszczęśliwie! żal mi cię.
— Traf ten wszystkie nas spotyka. Nikt nie jest szczęśliwszy: tylko jedna z nas przeboleje, druga gorzéj, bo pójdzie do ołtarza, by w rok albo prędzéj, jak półkownikowa, zobaczyć, że Maks genialny artysta, jest panem Maksymilianem, kandydatem na podsędka, lubiącym barszcz z rurą i zrazy. Wzdychajże z nim po księżycu!
Tu szczebiotanie się urwało, bo hrabina przeczuwszy, że zbyt długą rozmową córkę znużyć może, weszła z panią Jędrzejową, i salon przeniósł się do łóżeczka Loli.
Ale co się stać miało, już się stało: w duszę Loli wstąpiła niewiara, zwątpienie; obok rozpaczy stanęła obawa, przypomnienie słów, które ją mogły potwierdzać, tęsknota, gorzkie przeczucia. Odpychała je dusza dziewicza; ale te mary, gdy raz przyjdą i staną u łoża, już ich nie odegnać niczém.
Jak w duszy pobożnego człowieka, wątpliwość sceptyka i uśmiech niedowiarka wiecznie szatańskiém piętnują się przeczeniem, które i na modlitwie przychodzi;