Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/334

Ta strona została uwierzytelniona.

326
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

siebie po spalonym policzku, i znikła nieotarta, może nawet niepoczuta.
Maks po cichu stanął we drzwiach, i stał patrząc na nią, nie śmiejąc się odezwać.
Potém spojrzeli na siebie. Aneta zerwała się żywo, wahała chwilę, coś jakby wstyd ją owionął, ale Maks nabrał odwagi za dwoje.
— Mówiłem z Ottonem, rzekł.
— A! na Boga! któż pana o to prosił?
— Naturalnie, mówiłem od siebie.
— Któż panu pozwolił?
— Nic się przecię złego nie stało: sam mnie zaczepiał, rzekł wymawiając się kłamstwem Maks.
— Jakto? on? sam? I cóż mówił?
— No! to marzyciel i dziwak: gadał mi o grobach, o miłości wiernéj, licho wie co! i że wczoraj jeszcze chodzili odwiedzać mogiłę.
— A jutro nie pójdą? spytała Aneta jakby przypadkiem.
— Nie wiem: ci czuli kochankowie chodzą tam podobno codzień. Zgadało się i o pani... dodał Maks.
— A! to wcale niepotrzebnie. Otto mnie nie cierpi, ja to czuję.
— Broń Boże! ale on ma swój ideał.
— A ja do jego ideału nie mogę być podobna odpowiedziała Aneta. Dobranoc panu!
Maks pożegnany nagle, wyjechał zaraz smutny; Aneta pozostała w ganku rozdraźniona, poruszona przejęta.
— Nie! zawołała w duszy: tak być nie może... Uczucie wywołać musi uczucie! Ja go mieć muszę: będę czekała, będę cierpiała, upokorzę się, odmienię! On musi, on musi mnie w końcu pokochać! Sto razy,