Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/376

Ta strona została uwierzytelniona.

368
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Porciakiewicz począł ruszać ramionami.
— A pan Paweł co na to?
Siermięzki milczał.
— A! a! żeby to tamta! rzekł po zastanowieniu; żeby to tamta! Widziałem i tę. Tamta była czystym aniołkiem.
— Cóż kiedy mu nie sądzono, przerwał Radwanowicz, który nierad milczał; a jak Bóg nie sądzi, darmo roić: zkąd rój pszczół i ul, symbol republikański, i Stany Zjednoczone, i Washington, i Lafayette, i Ludwik Filip, aż do naszych czasów.
— Ten zawsze swoje!
— Zawsze cudze! odparł Radwanowicz; owszem, zawsze cudze. Trzeba się iść nacieszyć biblioteką tymczasem, dodał: bo nuż ją każą układać! Kłaniam! i wyszedł.
Nie bez pewnéj przyczyny zaląkł się o swoją bibliotekę Radwanowicz; gdyż cały dom zaraz zaczęto przystrajać, ubierać, przerabiać dla wielkiego owego gościa. Obstał wszakże ex-professor przy bibliotece, piersią ją swoją zasłaniając od nowych reform i mniemanego porządku, a nawet od ścierania pyłu, który częstokroć był mu użyteczną wskazówką, kędy ręce jego chodzić przywykły i myśl biegała jak myszka.
Paweł przeciwnie, ogromnie się krzątać zaczął, zapominając starości i braku sił; ale zadyszany i zakaszlany, musiał wkrótce ustąpić i wyrzec się czynnego w przyborach udziału. Nie mówimy już o p. Izabelli, która ochoczo i wesoło słała to gniazdko, sama nad niém mając czuwać, i wymyślała jak je uczynić większém i wygodniejszém dla ptasząt swoich, jak je ocienić i najmocniejszą pod nie wybrać drzewa gałązkę.