Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
—   125   —

wił, rozmowa szła z zajęciem i trwała bez przerwy aż do herbaty, którą Kornelia umyślnie snać przyśpieszyła, ażeby ją coprędzej zakończyć.
Gdy gospodyni wróciła do salonu, i ona i towarzysz jej znajdowali się w stanie umysłu dowodzącym przynajmniej, że sporu między niemi nie było, i że zgoda i pokój panowały, których starania panny Kornelii nadwerężyć nie mogły.
Nad wieczór Adryan kazał przygotować konie, aby odwieźć Krzysztofa, w chwili, gdy się żegnał podszedł ku niemu z czapką w ręku i zaprosił go do powozu. Siedli do niego razem i choć się pustelnik bronił, chcąc iść pieszo do domu, dał się skłonić wreszcie, by go odwieziono przynajmniej ku granicy.
Zły humor panny Kornelii nie pochodził jedynie z wielkiej miłości do hrabiny. W Zamostowie było jej bardzo dobrze, dopóki trwał ten stan, jaki tu zastała, najmniejsza zmiana mogła zachwiać jej wszechwładztwem i związanemi z niemi korzyściami. Panna Kornelia sama przed sobą tłómaczyła opór przeciw wszelkim nowym związkom, przywiązaniem do kuzynki, chociaż w niem więcej było miłości własnej i obawy o siebie samą. Nie przyznając się do tego, panna Kornelia instynktem zachowawczym broniła swojego stanowiska. Wieczorem, gdy zostały same, kołowała naprzód ostrożnie około przedmiotu, który pragnęła zaczepić, naostatek gwałtownie wtargnęła in medias res.
— Moja droga pani — rzekła — coś ta odnowiona przyjaźń, odgrzewane stosunki ze starym dziwakiem, domyślać się każą. Czyż pani miałabyś znowu dobrowolnie chcieć sobie narzucić nieznośne pęta? Będąc swobodną...
— Moja Kornelciu — przerwała hrabina — dajże mi pokój! Niechcę mieć nieprzyjaciół, potrzebuję stosunków przyjaznych, czyż zaraz masz się więcej domyślać, niż jest!?
— O! bo znam mężczyzn, pozwól kurze grzędy,