Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.




Tego samego dnia, gdy się to działo w Zamostowie, Wilczek pod wieczór przyszedł na zamek do pana Krzysztofa. Przed starym leśniczym wiele rzeczy ukrywano, o wielu nie miał się zręczności dowiedzieć. Rzadko wychodził ze swego lasu i z obcymi mówił ludźmi. W tych dniach właśnie zapotrzebował sprawunku i powlókł się do miasteczka, za jednym razem postanowiwszy odwiedzić grób żony i zdawna sobie przyjaznego księdza proboszcza. Stary ksiądz był oryginałem w swoim rodzaju, późno już bardzo z kapitana od ułanów zostawszy duchownym, zachował żołnierskiego coś w mowie, obyczaju i obejściu. Nikt nad niego dobitniej do ludu, serdeczniej przemówić nie mógł, ale gdy się nieco uniósł, a to mu się też trafiało, wyrwało mu się z ust i — Do kroć sto tysięcy! — bardzo łatwo, choć później żałował porywczości swojej i pokutę sobie za to zadawał. Znano księdza Powalskiego z jego dobroczynności nieograniczonej i z gwałtownego charakteru i z namiętnej niemal pobożności, bo przy mszy świętej nieraz uniesiony uczuciem, zanosił się od płaczu.
Bali go się też ludzie, bo prawdę wypowiadał, dla nikogo jej w żadne nie upowijając pieluszki.
Wilczka kochał ksiądz Powalski, bo się w nim stara namiętność do lasu i łowów odzywała, myśliw-