Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/107

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ona mnie wszystko winna! Rozumiesz! Byłaby najniewdzięczniejszą istotą.
Aureli śmiać się zaczął. Nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do historyjki Justysi, ale radowała go ona, bo dziewczę mu się podobało, a miliony uśmiechały. Wcale nie był od tego; tylko panna, jak on ją znał — nie łatwą do zdobycia mu się wydawała.
Teraz rozumiał już i on, dlaczego, gdy mówił o okolicy Baranówki i Zdunowa, panna taką okazywała znajomość miejscowości.
Cała ta powieść, jakkolwiek trącąca bajeczką, okazywała się prawdziwą. Aureli mógł z tego skorzystać.
Porochowa o tem ani na chwilę nie wątpiła i na podstawie zdobytej fantazya jej wznosiła już gmach okazały. Jedno tylko jej do myślenia dawało: dlaczego dziewczę, które tyle jej było winne, ani razu się nie zgłosiło, nie podziękowało, nie dało znać o sobie? Przypisywała to rygorowi, z jakim zapewne nad jej stosunkami czuwano.
Pomimo pozornej swej ociężałości, którą się różniła od Sędzinki, pełnej życia, ruchawej i gadatliwej, Porochowa, raz zelektryzowana czemś, niełatwo już potem dawała się i uspokoić.
Marzenia jej przybierały rozmiary najdziwaczniejsze, nadzieje rosły olbrzymio; wszystko, co sobie układała, zdawało się jej tak niechybnem, iż