Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/109

Ta strona została uwierzytelniona.

dać się z tego, co miała na myśli, przy pierwszych odwiedzinach Porochowej sama się z Justysią wygadała. Nie wiedziała ona, nie wierzyła w to, czy lekceważyła wciąż, iż Porochowa sierocie pomagała do ucieczki, i udała, że wcale się tego nie domyśla.
— Słyszałaś pani — odezwała się do niej — o tej historyi z Tysiąca Nocy, siostrzeniczki mojego gumiennego, Justki? Pamiętasz ją pani?
Porochowa, zmieszana, poruszyła głową.
— Tak, cokolwiek, przypominam sobie cóś... Cóż to było? — odparła niewyraźnie.
— Krnąbrny szurgot, na którego ja od rana do nocy musiałam gderać a gderać, aż mi w gardle zasychało, drapnął. Jakim sposobem dostała się do Warszawy, to tylko Bóg wie, ale oto dowiaduję się, domyślam, prawie pewną jestem, choć Rabicki kłamie i bałamuci, nie chcąc mi się przyznać, że tę Justkę wziął jakiś niezmiernie bogaty Baron, i wychowuje jako wnuczkę, dlatego, że mu straconą ostatnią prawdziwą wnuczkę przypominała. Proszęż ja pani, nie romans-że to z Tysiąca Nocy? W imię Ojca i Syna!!
Porochowa udawała, że słucha z natężoną ciekawością i uwagą, usiłując nie dać poznać po sobie, co w niej się działo. Starała się być zimną, niedowierzającą.