Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/111

Ta strona została uwierzytelniona.

się nie zmieniła, nie winszuję temu, kto ją dostanie: odrazu pod pantofel i już ani się z niego wydobyć. Pojęcie przechodzi, co to była za natura uparta i nieposkromiona; dosyć powiedzieć, że puściła się tak w świat bez grosza, bez koszuli prawie, aby na swojem postawić.
— Aureli ją chwali, że się bardzo prezentuje korzystnie — odezwała się Porochowa. — Ja nie pamiętam, jak wyglądała, na fotografii niczego; ale mój syn mówi, że ma wiele wdzięku.
— Leon też nie gani jej, ale się nie unosi — przerwała Sędzina. — Otóż to ludzkie przeznaczenia i losy, nie do wiary.
— To się chyba raz w sto lat co podobnego wydarzyć może — zakończyła Porochowa, zabierając się do wyjazdu, aby dalszych rozmów uniknąć. — Sędzinka, która, już raz rozgadawszy się, pragnęła właśnie rozmowę przedłużyć, zatrzymała sąsiadkę natarczywie na herbatę.
Nie będąc czystą w sumieniu, Porochowa siedziała jak na rozpalonych węglach, gdy sąsiadka ze zwykłą sobie gadatliwością, czasem tak draźliwych dotykała przedmiotów, iż się można było obawiać smutnego tych odwiedzin końca. Tylko, że Sędzinka, jak sama sobie pozwalała wiele, tak i drugim wiele przebaczyć umiała.
Naostatek mrok zmusił do wyjazdu Porochową, która siadła do starego koczyka z córką, rozgo-