Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/120

Ta strona została uwierzytelniona.

szych towarzystwach, bez których obejść się nie mógł.
Zygmuś od przypadkowego poznania panny Justyny widocznie ją wyróżniał i ona dawała mu pierwszeństwo przed inną młodzieżą, choć jego ironią, szyderstwo, dowcipowanie naganiała. On jeden umiał ją czasem smutną wprawić dobry w humor.
Była z nim swobodną może dlatego, że według pospolitego pojęcia nie kochał się w niej, nie grał roli rozmiłowanego, ale mentora. Mówił jej często bardzo otwarcie, czego kto inny nie ośmieliłby się pewnie; nie lękał się narazić; miał rodzaj pełnej uszanowania poufałości, która Justysię ujmowała.
Mentorstwo swe posuwał tak daleko, że czasami, gdy się ukazywała w salonie, krytykował jej ubiór, strofował ją za niebaczne słówko. Od niego Justka jakoś wszystko dobrze przyjmowała.
Za to w świecie nie miała baronówna obrońcy, wielbiciela żarliwszego nad Zygmusia.
— Wszystkie nasze panny ile ich jest, nie warte jej małego paluszka! — mawiał głośno. — Ma tę ogromną wyższość nad niemi, że ją dwie najdzielniejsze wychowywały potęgi, jakie mogą człowieka zolbrzymić i udoskonalić: bieda i cierpienie, a potem miłość. A powiadam państwu, co się z niedowierzaniem uśmiechacie, słuchając