Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

koszach mikroskopu, o utworach maleńkich, niepostrzeżonych, które są całym światem nieznanym.
W chwilę potem muzyk rozprawiał z nią o Wagnerze; potem u stolika fotografia nowego obrazu wzbudziła gorące rozprawy o nim.
Zygmuś był w duszy artystą i dosyć się sztuką zajmował, a że inni często prawili androny, wdając się w rozprawy artystyczne, złośliwym więc dowcipem swym chłostał dyletantów.
Bawiono się tego wieczora doskonale, może lepiej niż kiedykolwiek oddawna; Justynka nawet dała się rozerwać, chmurki znikły z jej czoła: uśmiech i wesołość rozpromieniły ją.
Ile razy z tego usposobienia chciał korzystać pan Leon i zbliżał się do niej — zbywała go grzecznie lecz zimno, co mocno biednego jątrzyło. Czuł się nie gorszym od Zygmusia i professora, którzy w jego oczach byli figurami nieznaczącemi, a im dawano widocznie pierwszeństwo. Był nie w humorze, dotrwał jednak do wieczerzy, spodziewając się w ogólnej rozmowie wynagrodzić sobie to niepowodzenie; lecz u stołu Zygmuś i jeden ze starszych panów tak opanowali wszystkich i zajęli, że Leon ledwie słowo mógł wtrącić, a to, z czem się odzywał, przechodziło niepostrzeżone.
Wyszedł więc od barona wcale nie rad z tego