Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

wiły ją chwilowo w troskę niemiłą. Rozważała jak miała postąpić? i — poszła z listem do dziadunia, aby mu się wyspowiadać.
Nieograniczonej dobroci i wyrozumiałości był ten biedny baron. Wiedział on z opowiadań powtarzanych Justki: w jaki sposób i dlaczego Porochowa pomagała jej do ucieczki; nie sądził, aby dziewczę do wielkiej wdzięczności było obowiązanem — ale, gdy Justka o niej oznajmiła, rzekł, śmiejąc się:
— Proszę cię, jeżeli się jej zdaje, że jest dobrodziejką twoją, jeśli ma uczucie jakie w sercu dla ciebie, czemuż jej nie przyjąć dobrze i serdecznie? Długo tu nie posiedzi. Zaproś ją na obiad, na herbatę, ugość, obdaruj, a ja pomogę ci w tem.
Od czasu, jak Porochowej nie widziała Justka, jej własne pojęcia o ludziach się zmieniły; nie była pewną jak się jej ona teraz wyda, a przeczuwała, że wrażenie korzystnem nie będzie.
Cóż było robić? Zamiast odpowiedzieć na list, pojechała do Hotelu Krakowskiego, w którym stanęła Porochowa, i znalazła ją tam nieubraną i zamyśloną nad podanym rachunkiem wczorajszym, który przeraził ją summą ogólną, choć hotel do najdroższych się nie liczył. Pokoiki zajmowane od dziedzińca były w nieładzie, brudne i ciemne. Pan Aureli towarzyszył matce.
Gdyby nie wiedziała zawczasu, iż tam znajdzie