Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/138

Ta strona została uwierzytelniona.

i zaprezentował mu, bardzo przyzwoitego, około lat trzydziestu mogącego mieć człowieka, barona także, Inflantczyka, czy Kurlandczyka, którego nazwisko, von Brock, uderzyło starego.
Prababka barona była z tego domu. Przybyły gość wiedział o tem dobrze i z tego powodu nawet życzył sobie przedstawić się dalekiemu powinowatemu.
Baron, pozbawiony rodziny, przyjął go z wielkiem uczuciem, z jakąś rzewnością, jakby w nim znalazł drogą gałązkę szczepu swojego.
Brock, ani brzydki, ani piękny, ani młody, ani stary, bo fiziognomią miał, na której wiele się nie wyraża, wychowany starannie, należał do jednej z tych rodzin niemieckich, osadników odwiecznych, która w tradycyjach swych miała służbę publiczną. Ojciec, dziad, pradziad, zajmowali wysokie posady; jemu też zaledwie dano ukończyć lyceum i ubrano go natychmiast w vice-mundur, sadzając za stół do papierów — czyniąc go kółkiem w tej ogromnej machinie, która każdemu państwu jest niezbędną, ale wytwarza całe zastępy ludzi, co już na nic się nie zdali, chyba tylko do tych funkcyi, pochłaniających wszystkie ich władze.
Brock miał przyzwoite maniery w salonie, nic mu zarzucić nie było można; lecz myśli jego obra-