Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/146

Ta strona została uwierzytelniona.


białe i zbliżywszy się krzyknął, poznał bowiem że stary — nie żył. Śmierć przyszła nocą po cichu, aby zakończyć ten żywot, już oddawna ciężki jemu, a ludziom nieużyteczny.
Posłano po doktora, niedając znać reszcie domowników, bo się spodziewano, że może ratować będzie można jeszcze; lecz wezwany lekarz oświadczył, że zgon już przed kilku godzinami nastąpił i nic już przedsiębrać nie można.
Marta i Jolanta, obawiając się o Justkę, użyły wszelkich środków, aby jej pierwszego przerażenia oszczędzić i przynieść ulgę w smutku. Znalazły ją na podziw istotą stałego umysłu, zrezygnowaną i nieulęknioną.
Poszła klęknąć i modlić się, a płakać przy ciele; wdziała żałobę, a że testament wyznaczył jej opiekunów, oczekiwała, co oni dla niej postanowią.
Śmierć w szeregach pretendentów uczyniła ogromne wrażenie.
Niektórzy z nich przybiegli z ofiarą usług i kondolencyami, inni czekali, aby się położenie wyjaśniło.
Wiedziano, że testament prawnie uczyniony istniał.
Tymczasem exekutorowie testamentu i domownicy zajęli się wspaniałym zwłok pogrzebem. Za karawanem postępowała Justka w grubej żałobie, lecz baron Brock wyrachował się tak, aby