Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/154

Ta strona została uwierzytelniona.

czna — dokończyła Jolanta. — Siadaj pan: Justka przyjdzie natychmiast.
Stary Radzca zajął miejsce i nie tracił nadziei.
Od czasu tego, co ona sama zwała swem wyswobodzeniem, to jest od chwili, gdy protest Brocka był jej wiadomym, Justka daleko się okazywała swobodniejszą i weselszą. Płakała po dziadku, wspominała go często, lecz chwilami twarzyczka się jej rozjaśniała, jakby się do życiu uśmiechając.
Radzca był uderzony tym wyrazem spokoju i pogody, jaki w niej spostrzegł. Niepodobna było jej posądzać o udawanie; cała natura i charakter odpychały to posądzenie.
Podała rączkę opiekunowi i pocałowała go w ramię.
— Przychodzę z dobrą wiadomością — rozpoczął. — Wie p. Justyna? Proces chce baron umorzyć, wszelkich pretensyi się zrzeka.
— I cóż za to? — odparła dosyć pogardliwie.
Zmieszał się Radzca.
— Pani się nie domyśla?
— Nie śmiem. Mów pan.
— Żąda tylko ręki pani.
Justka się rozśmiała.
Ale to istotnie ofiara ogromna! — rzekła szydersko. Majątku się wyrzec, a wziąć taki ciężar