Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/155

Ta strona została uwierzytelniona.

nudny na siebie, taką nieznośną, jak ja, istotę? Któżby miał sumienie przyjąć taką ofiarę?
Ruszyła ramionami.
— A w dodatku — dołożyła, widząc pomieszanie Radzcy — ludzie-by jeszcze osądzili, że w ten sposób, nietylko majątek chce zagarnąć, ale żonę dostać, o którą inaczej byłoby mu trudno. Niech baron zabiera co do niego i rodziny należy, ale ja — pragnę być i pozostanę wolną.
Oświadcz mu pan wdzięczność moją niezmierną — nie czuję się godną! Nieboszczyk dziadzio powtarzał zawsze: — On może być ministrem! Proszę-ż sobie wystawić biedną taką prostą dzieweczkę, niegdyś służebną, żoną takiego dygnitarza! Co za temat do paszkwilów dla jego antagonistów!
Radzca zabrał głos; starał się nawrócić, przekonać, skłonić i nalegał na to najmocniej, żeby Justka tym sposobem spełniła najgorętsze życzenie nieboszczyka.
Spuściła oczy.
— To może być prawdą — rzekła — lecz poczciwy, dobry dziadzio nigdy mnie nie zmuszał do tego, a ja.... ah! panie Radzco, ja, nawet dla dziadka popełnić-bym nie potrafiła tego czynu upadlającego mnie — nie!
Trzeba więc było poprzestać nalegań i opiekun odszedł zasmucony. Baron, który miał niepłon-