Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/159

Ta strona została uwierzytelniona.

łam wychowanie; zostawił mi zasób na rozpoczęcie pracy: dlaczegóżbym ja nie miała o własnej sile iść dalej?
W kilka dni potem, gdy w saloniku nie było nikogo prócz niej, Jolanty i Zygmunta, Justyna spytała nagle przyjaciela:
— Pan, co wszystko wiesz, powiedz mi, czy na założenie, naprzykład, magazynu lub czegoś podobnego — wielkiego potrzeba kapitału?
Zygmuś podskoczył do góry.
— Tego tylko brakło, ażeby pannie Justynie przyszła myśl założyć jaki magazyn. Z jej wykształceniem, wychowaniem, nauką....
Jolanta silnie też zaprotestowała.
Justyna słuchała cierpliwie.
— Zdaje mi się, że państwo nie macie słuszności — rzekła. — Mając uczucie piękna i smak, a sumienie w dodatku, w tym zawodzie użyteczną być można; a on dałby niezależność, której stan nauczycielski nie przynosi.
Pan Zygmunt począł w to bić, iż modystka musi schlebiać płochym instynktom, musi się posługiwać reklamami, a p. Justyna do tego usposobioną nie była.
Napadnięto na nią za pomysł tak niedorzeczny.
— Ale przecież ja coś robić muszę! — odparła zimno. — Mam trochę grosza, o którym mówicie, że go sumiennie zatrzymać mogę: dlaczegobym