Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/162

Ta strona została uwierzytelniona.

nowicyatu. Poradź mi pan coinnego! Rękawicznictwo? szycie bielizny? no — szukaj.
— Wszystko to należy do tej kategoryi, która dla p. Justyny nie powinna, nie może być stosowną — zawołał przyjaciel. — Niech mnie pani nie wyśmiewa jako sofistę, ale ja pani powiem, że postąpiłabyś bez sumienia, tak, bez sumienia, obierając ten, nie wiem, stan czy powołanie?
Wie pani dlaczego? bo p. Justyna ma tysiąc środków rozwiązania zagadki życia — a są biedne dziewczęta, które mają tę jednę i jedyną tylko drogę. Pani więc im odbierzesz chleba kawałek?
Rozśmiał się, rad z rozumowania.
Justyna się skrzywiła.
— Mylisz się pan — rzekła — ja nie mam innego środka wyjścia z tego zawikłania, prócz pracy. Do żadnej innej nie poczuwam się zdolną.
Spuściła główkę.
— Jest to skromność — odparł dokuczliwy Zygmunt, — nie gniewaj się pani, skromność, która kryje dumę: chcesz pani być najznakomitszą z modystek, a lękasz się w innem powołaniu współzawodnictwa.
— Mogłabym się za takie posądzenie pogniewać, doprawdy — odezwała się Justka — bo nie wiem czy mi pan możesz próżność zarzucić — ale — przebaczam. Wistocie nie chciałabym stać w ostatnim rzędzie, gdy mogę w jednym z pierwszych.
Dodam na moje uniewinnienie, że, jako modyst-