Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/167

Ta strona została uwierzytelniona.

„Nie chcieli mi pozwolić, abym postąpiła według mojej myśli, a ja czuję, że powinnam iść za nią o własnej sile. Nie szukajcie mnie, proszę, nie gońcie; bądźcie spokojni, zgłoszę się później“.
Oprócz listu do Jolanty był drugi, zimniejszy, ale tożsamo powtarzający, do opiekuna. Justyna w nim nanowo wyrzekała się spadku, prosiła, aby baron Brock wszystko zabrał, a jej tylko to zatrzymać dozwolił, co miała z daru staruszka za jego życia. Upewniała opiekuna, że wstydzić się jej nigdy nie będzie potrzebował, i że oddala się tylko, aby zająć się pracą.
Panna Jolanta przekonała się zaraz po odkryciu ucieczki, że Justka swoje papiery i pieniądze zabrała wszystkie, rzeczy — bardzo mało. Prosiła, aby jej to zachowano aż do zgłoszenia się, a wrazie zbyt długiego niezgłaszania się — sprzedano wszystko, oprócz pamiątek.
Jolanta, czytając, słuchając, ręce łamała i płakała. Zygmunt, zasępiony, rozmarzony, dowodził, że niepodobieństwem będzie Justce tak się skryć, aby oni jej nie wyszukali.
— Znajdziemy ją, musimy znaleść; ja jestem gotów temu się poświęcić, użyję wszystkich środków. Nie mogła pozostać w Warszawie, ale dokąd-że dla pracy udać się miała? Do jednego z większych miast? Przetrzęsiemy je z kolei. Za granicę? — nie wyjechała.