Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/189

Ta strona została uwierzytelniona.


Pan Zygmunt Nabrzeski, który za najlepszych czasów wiódł życie napół osłonięte, nie lubiąc aby w nie zaglądano, utrzymując się z pracy, do której się nie przyznawał, przechodząc od jednej do drugiej, naprzemiany ukazując się w salonach, do których mu urodzenie i wychowanie dawały prawo, a potem znikając z oczów i tułając się po zakątkach, z których wycierania chlubić się nie mógł — pan Zygmunt po zniknięciu Justki, do której był przywiązany, choć nie zmysłowie, ale namiętnie, zdawało się, że stracił głowę, ochotę do życia i wszelka energią. Zaniedbywał się, dopiero ostateczna potrzeba zmuszała go wziąć się do czego, z niechęcią i wstrętem. Szydził, urągał wszystkim nielitościwie. Stał się nieprzyjemnym w towarzystwie, opryskliwym, nieznośnym.
Postarzał na twarzy, zaniedbał się w ubraniu, pozrywał stosunki i zachował te tylko, które mu nieodzownie były potrzebne do zarabiania na