Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/194

Ta strona została uwierzytelniona.

zupełnie, przez litość nad jej osamotnieniem, przyszedł wieczorem na herbatę.
Ani słówka więcej.
Ponieważ od kilku miesięcy p. Jolanta wcale się nie dowiadywała do niego, odezwa ta naprowadziła go na domysł, iż może miała jaką o Justce wiadomość. Tem chętniej więc postanowił ją odwiedzić. Nie wybrał się już za miasto, według pierwszej swej myśli, i cały dzień spędził bez celu przechadzając się po ulicach, a myśląc ciągle prawie o tej przyjaciółce, której mu tak brakło, iż całe życie jego czczem mu się i niezapełnionem wydawało.
Dzień niesłychanie mu się zdał długim; nareszcie o zmierzchu pośpieszył do znajomego domu, który mu tyle chwil szczęśliwych, spędzonych tu, przypominał.
W przedpokoju, zwykle pustym, zdziwiło go dwóch lokai, zajętych przygotowaniami jakiemiś i rozmawiających bardzo wesoło.
Wpuszczono go do saloniku, a naprzeciw niemu wyszła, z dziwnie rozjaśnioną i wypogodzoną twarzą, p. Jolanta.
— Przecież pan byłeś łaskaw sobie przypomnieć, że żyję — rzekła z uśmiechem, i, mam nadzieję, że tego żałować nie będziesz.
To mówiąc, spoglądała ku drzwiom otwartym drugiego pokoju. Zygmunt się jeszcze nie zebrał