Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/199

Ta strona została uwierzytelniona.

Dla jednych jestem, jak utrzymują, zbyt rozumny, dla drugich — zbyt niezręczny i niezgrabny. Przeszłość moja i nazwisko krępują do pewnego stopnia, aby mnie nie nudzono nieustannie, że żydom szlacheckie imię sprzedaję i w ich służbę się zaprzęgam.
Za granicą jestem bez przeszłości, więc swobodnym.
— Ale to być nie może! — przerwała Justyna. — Za granicę! i dokądże? Jeżeli u nas pełno, tam przepełnienie większe jest jeszcze. W Ameryce silne ręce są pożądane — ale nic więcej.
Zygmunt spójrzał na swoje delikatne i chude palce, potrząsł głową i nie odpowiedział nic.
— Nieszczęściem mojem — dodał po chwili — że ja, jak większość młodzieży naszej, jestem tak usposobiony do wszystkiego, iż ostatecznie do niczego nie jestem zdatny.
Justynie rozmowa ta zaczynała być przykrą.
— Proszę-ż pana — rzekła — zamiast mnie, powracającą, rozweselić, ośmielić, rozerwać, poczynasz od tego, że we dwoje lamentujemy. Nie masz pan nic wesołego?
— Ale, wesołe rzeczy świata tego — przerwał Zygmunt — są właśnie najsmutniejsze. Człowiek który się śmieje... zazdroszczę mu, ale go mam za waryata.
— Panie Zygmuncie!