Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/203

Ta strona została uwierzytelniona.

się z kilkoletniego nałogu szyderstwa i sceptycyzmu.
Po wyjściu jego Justyna długo stała zamyślona i smutna.
— Żal mi go bardzo — rzekła — był to jedyny człowiek, dla którego żywszą czułam sympatyą. Co za biedna, przedwczesna ruina!
To, co przepowiałał Zygmunt i co było nieuniknionem, ziściło się w bardzo prędkim czasie. Zaledwie się dowiedziano o zjawieniu się p. Justyny, dziedziczki niewątpliwej już fortuny po baronie, nie bardzo pytano: dlaczego zniknęła, co się z nią działo? — zbiegli się wszyscy znowu, wynosząc ją pod niebiosa.
Zgadzano się na to, że była istotą fenomenalną, wyjątkową, której pewne excentryczności charakteru potrzeba było przebaczyć.
Po jednej zjawiały się szanowne matrony, obarczone synami nieocenionymi dotąd, młodzieńcy wielkich nadziei, karnawałowi tancerze z dawniejszych lat — wszyscy przyjaciele owi, którzy w czasie niebytności i niepewności dwuznacznie się odzywali o p. Justynie.
W tem dworowaniu cynicznem fortunie jest coś tak upadlającego człowieka, iż z niechęcią przychodzi mówić o niem. Lecz niema wyjątków prawie, a człowiek który szanuje niedolę i szuka jej, aby przyszedł w pomoc, odwracając się