Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/204

Ta strona została uwierzytelniona.

od zwyciężców, dla których nie ma szacunku — jest nad wszystko rzadkiem zjawiskiem.
Justyna nie mogła ani drzwi zamknąć przybywającym, ani okazać wzgardy. Przyjmowała grzecznie a zimno, czasem tylko niepokojąc ich opowiadaniem jakiem, które wprawiało w zakłopotanie.
Dowiadywano się mocno, czy będzie przyjmowała, z utęsknieniem wspominając o miłych godzinach spędzonych w jej domu.
— Baron mój kochany potrzebował roztargnienia, ludzi, życia — odpowiadała — teraz ja sama jedna, smutna, nie mam najmniejszej ochoty do szukania w rozrywkach zajęcia. Zdaje mi się, że życie na wsi właściwszem dla mnie będzie.
Ubolewano nad tem, a wszyscy się polecali pamięci i zapisywali w regestr sług najwierniejszych.
Niektóre z matek zamyślały zwolna rozpoczynać oblężenie.
Po pierwszych odwiedzinach pan Zygmunt nie przyszedł przez dwa dni; posłano go prosić na obiad. Zjawił się, zmieszany jakiś, nieswój i zakłopotany.
— Cóż się dzieje, ze ja pana tak mało widuję? — zapytała Justyna.
Spójrzał na nią dziwnie.
— Lękam się, abyś pani, widując mnie częściej,