Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/212

Ta strona została uwierzytelniona.

uwłaczało. Fantazya tylko, duma i miłość niezależności w każdym były widoczne kroku.
Zdał raport p. Jolancie, donosząc, że Zygmunt powiększej części w biurach bankierów, przy kolejach pracował nad projektami; podejmował się zresztą najróżnorodniejszych zajęć i zawsze wychodził z nich zwycięzko, ale dumą i szorstkością zrażał od siebie. Ci, co mu dostarczali roboty i płacili, wymagali pewnej grzeczności, ukorzenia się, uległości, a Zygmunt obchodził się z nimi dumnie i szydersko i oprócz tego ani się dawał z sobą targować, ani, głodem mrąc, za lichą zapłatę niczego się nie podejmował.
W ostateczności chyba uciekano się do niego. Radzca przyznawał zresztą, że nikt na Zygmunta z innych względów skarżyć się nie miał prawa.
— Położenie jego jest najprzykrzejsze w świecie, — dodał — i wiem iż oddawna skazany jest już na suchoty, a kredytu nie lubiąc — obchodzi się ściśle tem, co zaledwie życie utrzymać dozwala.
— Daj mu pan robotę — szepnęła Jolanta. — Uczynisz tem przysługę Justynie.
Rad nie rad, Radca obiecał o tem pomyśleć.
Tajemne te starania Jolanty nie wielki miałyby skutek, gdyby p. Justyna nie zajęła się sama Zygmuntem. Z każdą bytnością wymagała słowa i obietnicy kiedy powróci? Zadawała mu do spełnienia polecenia; czasem, niespodzianie wśród