Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

skrzyneczkę i wyprawę bardzo skromną, którą powiększały małe podarki, jakie czasem od gości się dostawać trafiło. Justka była tak dumna, że ani myślała zabierać z sobą tego, co od Sędziny miała; chciała się obejść jak najmniejszem, jedną sukienczyną na sobie, dwiema koszulami, trzewikami staremi, które na nogach miała, chusteczką, podarowaną niegdyś przez panią krewną Sędziny i t. p. Resztę lepszą swych rzeczy postanowiła w kuferku zostawić i — nie tknąć. Brała co było najgorszego, ale niezbędnego.
Postanowiwszy uciec, myślała teraz tylko, jak się to da wykonać. Sama jedna nocą się puścić, nie miała odwagi, a była pewna, że za nią i wuj i Sędzina gonić będą. Czekała na radę pani Porochowej, która jakoś następnej niedzieli w kościele się nie pokazała. Czekała więc Justka, ale nie zmieniła myśli. Wuj był pewnym, że jej to przeszło, że zapomniała, gdy właśnie, im dłużej trwało oczekiwanie, tem dziewczę mocniej się utwierdzało w postanowieniu. Chodziła posępna, milcząca i aż panna Hanna, spostrzegłszy w niej zmianę, zaczęła ją strofo ać łagodnie; zalecała jej, aby się otrzęsła z tych fumów. Justka nie powiedziała nic, ale została, jak była. Sędzina nazywała to niegodziwą krnąbrnością, a na krnąbrność innego nie widziała środka, tylko przełamanie jej siłą. Zwracała więc tem większą uwa-