Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.

potem swary i krzyki dzieci, gderanie jejmości, napełniały dom wrzawą. Dostatku też nie było tu nigdy i ledwie się końce schodziły. Wysłanie sieroty do Powitowskich było tak nierozważnym krokiem, iż je chyba tylko gorącej chęci spłatania figla Sędzince kochanej przypisać było można.
Gdy Justka z kartką przyszła do dworku, i pocałowawszy w rękę gospodynię, oddała ją zdziwionej wielce, Powitowska długo nie mogła zrozumieć nawet o co to chodziło, nie przypuszczając, ażeby jej, przeciążonej rodziną, miał kto jeszcze jedno dziecko narzucać. Patrzała na Justkę, czytała, odczytywała, pluła, ruszała ramionami, i pobiegła z tem do męża, a dziewczę tymczasem, głodne, przysiadłszy na ławce w ganku, rozpatrywało się dokoła.
Dzieci, które krążyły zpoczątku zdaleka, zbliżać się i zaczepiać ją zaczęły. Zwolna robiły się znajomości. Justka nie wątpiła bynajmniej, że ją tu przyjmą. Tymczasem Powitowscy oboje przeciwko siostrze, która im kłopot nasłała, wykrzykiwali:
— Co ona myśli! Szpital u mnie czy co? A czemuż jej sama nie przyjęła, kiedy taka litościwa. Jedną gębą więcej w domu i na jednego więcej smarkacza patrzeć i dozorować — tego mi brakło!
— A co my mamy za obowiązek? — kończył