Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

płynęły, a miejsca dla sieroty ani widoku, ani nadziei nie miała.
Franaszek powtarzał: — No, to do czasu niechaj przy jejmości pobędzie.
I na tem się skończyło.
Justka nie ubolewała zbytnio nad swym losem: najpierw nie zakazywano jej wcale elementarza, nie łajała Franaszkowa, przynajmniej dopóty, dopóki Julisia tu była; pracą zbyteczną jej nie zamęczano, a ta, która na nią spadała, sił jej nie przechodziła.
Tylko przyszłości w tem nie było żadnej.
W dzień odjazdu Julisi dziewczę się jej do nóg rzuciło, dziękując za opiekę. Franaszek zapewnił córkę, że miejsce wyszuka doskonałe, i tak Justka tymczasowo pozostała pomocnicą pani Franaszkowej.