Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

kienkę — zatrzymał. Mówić nie mógł jeszcze, ale dawał jej znaki, ażeby nie odchodziła. Sądząc, że jeszcze pomocy jej potrzebować będzie, choć śpieszno jej było, musiała przy nim pozostać.
Odetchnął parę razy ciężko, pokaszlał, otarł ręką drżącą pot z czoła i uśmiechając się łagodnie do Justki, rozpytywać ją począł.
Na Justce czynił szczególne wrażenie. Zdawało się jej, że nigdy w życiu takiego człowieka nie widziała, nie słyszała głosu podobnego. Stał przed nią jak jeden z posągów świętych w kościele, z twarzą taką dobroci serdecznej pełną, iż nie trzeba było czasu wiele, aby go poznać; cała dusza była w obliczu i głosie.
Z czułością wpatrywał się on w Justkę i trzymał rękę białą, drżącą na jej ramieniu, jakby się obawiał, aby mu nie uciekła. Oczy jego, może skutkiem przestrachu i znużenia, pływały we łzach.
Dziewczę, jak przed księdzem na spowiedzi, nie wahało się ani na chwilkę o sobie powiedzieć od początku życia, aż do tych dni ostatnich... wszystko a wszystko.
Tak jej było miło, lekko zwierzyć to starcowi, słuchającemu ze współczuciem, rozpytującemu o szczegóły.
Nigdy nikt jeszcze tak jej nie słuchał, tak się losem jej nie zajmował. Chciał wiedzieć jak te-