Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/56

Ta strona została uwierzytelniona.

nadto długo uciśnioną i przybitą, ażeby nawet zaufać, iż to szczęście potrwa.
Utkwiły w niej przepowiednie Franaszkowej o pstrym koniu i przebąkiwania, że kaprysy pańskie niedługo trwają, że, jak dziś ją pieszczą i głaszcząc, tak jutro mogą wypchnąć na ulicę.
Justka wistocie więcej obawy miała niż zaufania w przyszłości — ale robiła z siebie co tylko mogła, aby staremu baronowi, p. Marcie przypodobać się, być powolną, myśli ich odgadywać.
Pierwsze dni dla starego barona szczególniej były jakby odżywieniem i powrotem do dawno zapomnianego stanu, od dosyć długiego już czasu osamotniony, chory, nie miał się czem zająć, męczył się, nudził, ciążyło mu życie. Nagle ta sierotka, której los wziął na siebie, myśli jego zwróciła w innym kierunku.
Panna Marta postrzegła uśmiech dawno niebywały na twarzy; nie skarżył się, posyłał, zapisywał coś, przywoływał Justkę, badał ją, cieszył się, najmniejszemi szczegółami dotyczącemi jej gorąco się zajmował. Marcie usiedzieć nie dał w miejscu, a dzień upłynął szybko, niepostrzeżony, i baron zasypiał potem prędko i spokojnie, czego oddawna nie pamiętano.
Następnych dni przybywały polecane nauczycielki, przynoszono sukienki, przebierano, myto, czesano, trefiono dziecko zaniedbane od dzieciń-