Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

tać, ale napróżno. Dziewczęta odkryły, że w kuferku wiele drobnych rzeczy brakło, chustki dużej i rozmaitych podarków od gości. To dawało do myślenia, że — mogła uciec.
Dokąd?
Posłano arendarza do miasteczka, wuj siadł na koń niespokojny, od wioski do wioski jeżdżąc i rozpytując po chatach i karczemkach.
Tegoż dnia po południu, naumyślnie, ażeby się przekonać, co się dzieje w Baranówce, przyjechała w odwiedziny Porochowa, czulsza i serdeczniejsza, niż kiedykolwiek.
Sędzinę to kolnęło.
— Oho! już wie Porochowa!
Wyszła do niej z twarzą, którą usiłowała uczynić łagodną, postanowiwszy o wypadku ani wspomnieć. Przyjaciółka też, która z sobą przywiozła córkę, dla towarzystwa panny Rozalii (Sędzianki), zdawała się stęsknioną za sąsiadką, rozmiłowaną w niej, a niezmiernie troskliwą o wszystko, co się działo w tej Baranówce, której gospodarstwo, życie, zarząd cały wzbudzały w niej uwielbienie i zazdrość.
— Już to nam uczyć się u pani Sędziny dobrodziejki — mówiła. — Żaden-by mężczyzna nie potrafił i w interessach i koło roli i wszędzie takiego utrzymać porządku. My tylko patrzymy, zazdroszcząc.