Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/61

Ta strona została uwierzytelniona.

Sędzina, krzywiąc się, przyjmowała to kadzidło, którego woń dwuznaczną czuła
Porochowa była tak zuchwała, że nawet obchodzenie się z ludźmi i dobrotliwość Sędziny chwaliła, oskarżając siebie, że ona z tą hałastrą inaczej jak rygorem nie umie sobie radzić. Narzekała na sługi.
Sędzina nic nie odpowiedziała. Przyniesiono kawę.
W ciągu tej rozmowy panny dwie, równie się kochające, jak matki, mniej zręcznie brały się też na spytki i wypaplała się panna Rozalia, że ten szurgot, ten nicpoń Justka prawdopodobnie niewiadomo dokąd uciekła, a panna Leokadya nie umiała się z tem utaić, że już o tem — wiedziała.
Po kawie, nasyciwszy się nią i frasunkiem Sędzinki, pani Porochowa odjechała wielce uradowana.
Drobny ten wypadeczek, któremu każdy mógł nadać znaczenie, jakie chciał, lotem błyskawicy rozszedł się po sąsiedztwie.
Niebardzo ukochaną była Sędzina, naturalnie więc skorzystano z tego, aby ją oczernić, wystawić jako kobietę nielitościwą, nieznośną, jako jędzę. Porochowa broniła sąsiadki, a umiała tak stawać w jej obronie, że się jeszcze wydawała czarniejszą. Nie oskarżała serca, obwiniała tem-