Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/62

Ta strona została uwierzytelniona.

perament nieznośny, nieukrócony i dawała do zrozumienia, że nieboszczyk Sędzia padł jego ofiarą, choć żona go kochała. Uczyniono z biednej gderliwej kobiety złośnicę i passyonatkę, której strzedz się należało.
Ciekawsi poczęli przybywać do Baranówki, aby się dowiedzieć z własnych ust obwinionej, co mogło być powodem takiego wybryku biednej dziewczyny, o której losie nikt nie wiedział.
W rozpaczy był wuj biedny, płakał jak bóbr, w duszy obwiniał Sędzinę, ale i siebie razem, bo powinien był, gdy mu się skarżyła sierota, starać się ją gdzieindziej umieścić. W dodatku Sędzinka miała do niego srogi żal, że nie zapobiegł temu — o czem on wcale nie wiedział, na co poprzysięgał. Stary, który na całym szerokim świecie nie miał nikogo tylko jednę tę Justkę, na samą myśl, że mogła sobie w rozpaczy odebrać życie, szalał biedny, wyrzucał sobie, iż gdy raz ostatni przychodziła się skarżyć, nie porzucił służby i nie poszedł precz, zabrawszy ją w świat. Miał uciułanych około tysiąca złotych, zdawało mu się, że z tem długoby żyć byli mogli.
Wypłakawszy stare oczy, do służby stracił ochotę, energią i sam widział, że mu teraz z kupy odkradano ziarno, a nie dbał już o to.
Sędzina gderała i odgrażała się.
— Niech mnie wypędzi! — mruczał — no, to