Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/7

Ta strona została uwierzytelniona.


Na ganeczku we Dworze Baranowieckim stała dziewczynina, mała, chuda, żółta, z włosami rozrzuconemi, z zapłakanemi oczyma, w rękach zapracowanych i zasmolonych mnąc koniec fartuszka, którym łzy musiała ocierać, teraz już osychające. Na głowie w rozplecionym warkoczyku tkwił na pół zwiędły kwiateczek żółty łotoci, tylko co rozkwitłej — bo wiosna niebieskiemi oczyma pogodnego lazuru uśmiechała się ziemi.
W ganku nie było oprócz niej nikogo, ale we wnętrzu domu słychać było Sędzinkę, dziedziczkę Baranówki, która, jak burza odciągała właśnie, burcząc i warcząc na niesforne dziewczę. W uszach jej brzmiał jeszcze ostatni wyraz gniewu którym odchodząc rzuciła, raniąc nią serce: Błaźnica!
Dziewczynka (mogąca mieć lat około dziesięciu), powtarzała sobie pocichu to połajanie, niewiedzieć dlaczego biorąc je daleko goręcej do serca, niż wszystkie inne, jakie się jej na głowę posypały.