Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/81

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale mówże o niej — przerwała Rozalka — Podobała ci się ta idealna panna Justyna?
Leon dziwny jakoś wyraz nadał swej twarzy.
— Komuby się ona nie podobała! — rzekł pocichu. — Najpierw wistocie bardzo piękna, potem w oczach ma coś takiego mówiącego, pociągającego, a zboku słuchając, gdy rozmawiała z innymi, taki urok słowa, taka swoboda, taka prostota.
Przy tem wszystkiem ma jeszcze, — na to się wszyscy zgadzają, — coś tak arystokratycznego, pańskiego w sobie, szlachetnego...
Sędzinka się na głos rozśmiała, ruszając ramionami.
— No, widzisz, proszę ja cię — rzekła — i to ten szurgot, głupia ta Justysia, czytać nie umiejąca, miałaby w lat kilka tak się nagle wyuczyć, wykształcić, wypięknieć! Gdzież kto słyszał co podobnego! Justyną może być, ale pewno nie gumiennego naszego siostrzenicą.
Leon głową potrząsał i, rękę wsunąwszy do kieszeni, zdawał się z niej coś chcieć dobyć.
— Chociaż fotografii jej dostać trudno, a są przepłacane, kradzione, bo tylko pomocnik fotografa potajemnie niemi handluje, postarałem się o jednę, nieosobliwą, daje wszakże jakietakie pojęcie o fiziognomii...