Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.
250

Czekajcie, nie mamy się czego spieszyć, — odparł zakonnik, — dziś już noc, dobrze nam i kilka godzin mieć w zysku, jutro i to nie rychło, poślemy do niego z listem. Musiemy godzinę każdą cenić, bo ta chwila życiem ludzkiem się płaci; zwlekać, marudzić, targować, na tém rzecz...
Z uszanowaniem w milczeniu znowu spójrzeli na przeora przytomni, i słowem mu się nikt nie sprzeciwił, trafiał do przekonania wszystkich.
— A teraz, — dodał Kordecki do ślachty, — pójdźmy mury obejrzeć i żołnierza pokrzepić.
To mówiąc narzucił swój płaszcz i poprzedzając gości ruszył ze swéj celi ku korytarzom w podwórce, od strony północnéj zaczynając przegląd hetmański, z wodza powagą, natchnieniem, z rezygnacją kapłana, z męztwem żołnierza.
Działa już wszystkie milczały; rozpalone ich paszcze dymiły tylko jeszcze wśród chłodu nocy, okrywając się parą jakby ze znużenia; przy nich leżał lud, puszkarze pod namiotkami, jedni modląc się na różańcach, drudzy pożywając posiłek wieczorny, inni gwarząc o wypadkach dnia tego. Żadna śmierć nie zasmuciła początku walki w twierdzy, a choć Miller silił się wyłom zrobić