Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/333

Ta strona została uwierzytelniona.
333

— Przyszedłem właśnie prosić generała, żebyś pozwolił z radą i namową wysłać starostę Bracławskiego, jestem pewny że ich przekona i przyniesie nam punkta które się już gotują. Mnisi tylko cokolwiek uparci, załoga bije się zmuszona...
Miller się rozśmiał — niech idzie starosta kiedy ma ochotę, ale ja wolę traktować kulami niż parlamentarzami; moi posłowie to krakowskie działa.
Wszyscy milczeli.
— Jak na mnichów, — krzyknął Miller stukając pięścią o stół, dobrze sobie radzą, na szatana! jeszcześmy nigdzie takiego nie spotkali oporu... kule ich nasze nie biorą... dachów im nawet zapalić nieumiemy. Jeszcze śmieli garścią robić na nas wycieczkę, to rzeczy nie pojęte! straty wielkie, cała ich mysza dziura tego niewarta! ale pomszczę się straszliwie, wytnę ich do nogi i to gniazdo zniszczę ze szczętem. De Fossis zabity! Horn ranny śmiertelnie, mówią doktorowie, kilkudziesiąt na placu poległo, u nich ani jednego trupa; myśmy dziś wyszli na mnichów i partaczy.
Mówił i pił i wstrzęsał się z gniewu...
— A tu, dodał, użyjże ludzi do robót, to