Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Koza czarna.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

jak tylko włosy dostał, poczęła się nań patrzeć, patrzeć i oczu z niego nie zdjęła.
Chłopcu się robiło straszno, i dreszcze po nim przebiegły...
Czy wiedziała, czy się domyślała, czy odgadła, czy przypadek to był — dosyć, że niepokój królowej stał się widocznym.
Stary król, który zobaczył zaraz, że córka mu się przypatruje, czarnego wąsa motał zły. Jemu się to niepodobało, nie poszło w smak i Rybce — Oczko się postrzegł, że z nim źle być mogło; ale nie domyślał się dlaczego.
Tymczasem młoda pani, która widać miała taką naturę złą, na Oczka różne niepiękne rzeczy mówiła przed mężem, na męża przed Oczkiem, a na obu ich skarżyła się przed ojcem.
Król jej na to odpowiadał:
— A tożeś go sama sobie z tylu a tylu wybierała!
— Podszedł mnie zdradą! niegodziwy!
— Na to już teraz niema rady — rzekł król — jakiegoś sobie wzięła, takiego trzymaj! Kilkuset tęgich chłopców, coby się byli zdali na wojnę, padło ofiarą — musisz z tym żyć, kogoś sobie wybrała.
Przed Oczkiem skarżyła się na męża także pani, ale ten słuchać jej nie chciał, a temu, co na jego przyjaciela mówiła, nie bardzo wierzył. Słowem, że co się tam w tem królestwie szczęścia