Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Koza czarna.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

wielkiego spodziewali, popadli oba w biedę i utrapienie a niewolę.
Trochę czasu upłynęło, a nic się nie zmieniło. Królewna Marmelada kazała raz iść za sobą Oczkowi do izby, żeby jej klejnoty jakieś wynosił, zaprowadziła go do alkierza przy sypialni starego króla, zamknęła na klucz, a sama pobiegła oskarżyć, że się na jego życie nasadził.
Stary się rozsierdził mocno, i choć Rybka za niego ręczył, choć Oczko się wyprzysięgał, kazał go rzucić do ciemnicy.
Natychmiast związano go, wyciągnięto i zaprowadzono do ciemnego lochu, zapowiadając mu, że trzeciego dnia, na nowiu, wedle obyczaju tamtego kraju, ma być stracony. Oczko siadł w kącie na słomie i już się żegnał z tym światem: a żal mu go było. Z więzienia się uwolnić ani mógł myśleć, stały straże dokoła, i przykuto go do ściany mocno. Noc nadeszła, Oczko zasnąć nie mógł; wtem z boku w ścianie otwarły się skryte drzwi, i weszła piękna królewna Marmelada.
Zdziwił się mocno więzień, a ta, przystąpiwszy do niego, prawić zaczęła:
— Widzisz, że cię mogę zgubić, ale mogę cię i ocalić. Jeżeli mi poprzysięgniesz, że zgładzisz na polowaniu męża mojego, który mnie podszedł zdradą, i którego ja nie cierpię — wyproszę ci życie i łaskę u ojca... Naówczas pójdę za ciebie i królować razem będziemy.