Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Sic transit gloria mundi! — szeptał. — Dziś rano oglądałeś waszmość wspaniałe Mielsztyńce, zachowane jak w pudełku; po południu patrzysz na skutki macierzyńskiego obchodzenia się natury z pracą człowieka. Nie powiem, żeby to pięknie wyglądało, ale przyznaj, że człowiek jak ty z pieniędzmi i bez przesądów, któremu gruz ten nic nie mówi, dla którego on, jak dla mnie, nie jest świętością i wspomnieniem — mógłby z tego zrobić wspaniałą rzecz... przepyszną... Byłbyś mospanie jak król na Rabsztyńcach — zamek, ogród, sady, staw... a któż jeszcze wie, dłubiąc pilno w tych zwaliskach, cobyś mógł poodkrywać, nielicząc zamurowanych skarbów.
W sadzie, w którym smutnie stały rzędami omszone i podziczałe drzewa, kilka ledwie grządek warzywa świadczyło, że o nim ludzie pamiętali. Wiejscy chłopcy powybijali złodziejskich ścieżek dosyć śród grusz i jabłoni, i kijmi pootłukali zawczasu zielone owoce. Była to jednem słowem pustynia i zniszczenie.
Kasztelanic nie darował najmniejszego kątka, a pan Repeszko nie śmiał się wymawiać od oględzin. Nareszcie przybyli do starej kaplicy, która pod wałami stała... Oddawna nie odprawiano w niej nabożeństwa. Za lepszych czasów wzniesiona, kaplica była obszerna, niby wiejski kościołek, zawierała ona oprócz tego groby rodzinne niegdyś... ale cynowe ich trumny dawno gdzieś potopiono, a marmurowe sarkofagi leżały popękane.
Główne drzwi zabite były deskami, musieli obejść od boku i przeleźć kawał płota, aby się dostać zakrystyjnemi drzwiami do środka. Repeszko bał się przewodnika swego opuścić, choć go tam wcale nie nęciła ciekawość, Iwo zaś zdawał się mieć w tem jakąś gorzką przyjemność, żeby swą nędzę przypomnieć sobie... Kościołek wewnątrz odarty był ze wszystkiego; i głównego i bocznych dwóch ołtarzyków ślady tylko na ścianach pozostały. Gdzieś niegdzieś, na obnażonem sklepieniu grobów, z którego posadzkę zdarto, walały