i wcale niekwadrujące z niemi, książki i fraszki bez wartości, a szpiegujący ciekawiec byłby w szufladce stolika, na którym stał obrazek matki, odkrył fotografie balleryn i piękności dwuznacznych...
Jak w sypialni, tak wszędzie nagromadzone były sprzeczności, który chwilowym popędom odpowiadały. Obok kilku sztychów z Ary Scheffera wisiały na ścianach sławne wyścigowe konie i sceny sportu... Książki i przybory myśliwskie ściskały się razem, ubrania maskaradowe, stroje wyścigowe, pamiątki zabaw, do których głośno się nie można było przyznać...
Emil tak żył z dnia na dzień, dając się prądom najsprzeczniejszym unosić, niepewien, dokąd go to życie zaniesie, mówiąc sobie z niecierpliwością dziecka, że zawrócić się zawsze jeszcze czas będzie.
Zdala czuwała nad nim sercem i modlitwą matka; on tymczasem używał tej młodości, która się miała wyszumieć.
Mamunia, jużby go może wolała widzieć przy sobie, ożenionym z dobrą, miłą kobieciną, na spokojnem gniazdku — ale Emil obawiał się niewoli — i, miał interessa w Warszawie.
Często potrzeba było całej jego przebiegłości a całej łatwowierności mamusi, aby te interessa
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/0/0c/J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Kt%C3%B3%C5%9B_T.1.djvu/page66-1024px-J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Kt%C3%B3%C5%9B_T.1.djvu.jpg)