Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/229

Ta strona została skorygowana.

zobaczywszy przez okno że jedzie, kazała wszystkie drzwi pozamykać i ludziom się pochować.
Trochę podleczony, zakrywszy włosami ucho jeszcze nabrzękłe, Teodor pospieszył do Górowa. Pamiętał o tem że Seweryn nie bronił mu wcale tego. Sądził że pojedynek jego, o którym mówiono w sąsiedztwie jak o czynie heroicznym, powinien mu był serce nieczułej Marji pozyskać. Niestety! zimno go przyjęto i słówka o nim nie powiedziano.
Nie stracił przecie nadziei.
Nazajutrz matka miała jechać oświadczyć się formalnie, gdy nadszedł list panny Scholastyki, zapraszający cały dom państwa Doliwów na objad i wieczór na wtorek...
List ten wzruszył do wnętrzności wszystkich. Co miał znaczyć?
Na środku pokoju stanęła matka, ojciec, syn i czytali i rozważali i komentowali.
— Delikatnie dają do zrozumienia, że nas nad innych uważają, że czas abyśmy przystąpili do deklaracji..
— Maszercia, tak myśli?
— Może być — rzekł Teodor.
— Wiedzą państwo! — wpadając zawołał Kulikowicz, we Wtorek bal w Górowie.
— Jakto bal?
— Bal! jestem proszony!
— A! to i pan! — rzucając list na stolik rzekła jejmość.
— A i ja! i wszyscy generalnie... całe sąsiedztwo.
— Ale z jakiejże okazji?
— Do kalendarza!
— Imieniny krajczego!