Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

— Niech Florjan konia wyprzęże i leci za zapomnianem pudełkiem!
Samo usadowianie się w powozach, z sukniami, które świeżemi być chciały, niesłychanych trudności stało się powodem.
Panny Hasling nie umiały całkiem pomieścić się z braćmi i ojcem. Musiano dla tych zaprządz wózek... Ojciec ruszał ramionami wyrzekając na zbyteczną grubość swych córek i niedotykalność sukni. Pani Doliwowa wypchnęła męża i syna na przód kocza, rozsiadając się swobodnie w głębi, z podniesioną suknią...
Wszystkie białe i żółte rękawiczki, jechały w kieszeniach, w woreczkach aż do grobli Górowskiej. Tu dopiero poczęto stawać, dla wzięcia trzewików które cisnąć miały, rękawiczek, dla uzbrojenia się w chustki od nosa zachowane na sam przyjazd.
— Poczekajcie, niech wyminiemy Doliwów, to staniemy wziąć chusteczki — mówiły panny Hasling — i poprąwim włosy...
— Poczekajcie niech się Haslingi zostaną, to zastanowim się... poprawić.
Skończyło się na tem, że wszyscy stanęli razem i szybko dopełnili strojów i przygotowań. Potoczyły się znowu powozy, przy gęstych z bicza poklaskach.
Furman Doliwów tak celował temi wystrzały, że od grobli do domu dwadzieścia i pięć razy dał dowód swej zręczności.
Inni średnią proporcją po piętnaście razy palnęli. Wszystkie wróble z wierzb na grobli uciekły.
W pokoju bawialnym siedział już stary nasz krajczy ogolony i podgolony świeżuchno, w żupanie karmazynowym atłasowym, kontuszu ciemnym aksamitnym, pasie