Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

— Herbata nie zawadzi! Słuchajcież.
Ciekawość zaostrzona była w najwyższym stopniu. Hasling dopiero postrzegł Seweryna. — A i pan tu? witam!
— Witam!
— I dla pana to także ciekawa nowina!
Seweryn się skłonił w milczeniu.





WIELKA NOWINA.

— Z rana wstawszy, panu Bogu się pomodliwszy, suknie na siebie wdziawszy, herbatkę wypiłem, i że to mi dziś wypadało być u marszałka, ruszyłem za tym przeklętym interesem moim w szlacheckiej Opiece... Państwo wiedzą jaki mam interes w szlacheckiej Opiece?
— Wiemy, wiemy!
— Prykaz u mnie się dopomina zaległości, którą Bogiem i kwitem się świadczę, opłaciłem. Tandem zatachlowali sekretarz djabeł wie tam z kim, a mnie każą drugi raz opłacać. Marszałek za mną, podałem do gubernatora... i...
— Ale nowina panie Hasling...
— Powoli, idziemy do niej...
— Jechałem tedy do marszałka...
— I nie dojechałeś?
— Ale proszęż mi pozwolić mówić! nie dojechałem; dla czego nie dojechałem, zaraz się to wyklaruje.
— Tymi samymi tedy koniętami, tą samą bryczeczką, którą tu jestem, z moim chłopakiem Trofimem... jadę...
— Jedziesz i zajeżdżasz...
— A! na Boga! mówić przestanę...