Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/165

Ta strona została skorygowana.

ką przeżył, po takiej krwawej awanturze z hrabiną Natalją...
— Jak? co? awanturę miał? kto? książę Robert, — podchwycił hrabia — kiedy?
— Wypadek księcia Roberta, — rzekł spokojnie adwokat — znany jest powszechnie, każdy panu go opowie. Młodzieńcza, pierwsza, prawdziwa miłość szkaradnie zdradzona, zdrada pomszczona okrutnie. Nie można nawet zaręczyć po wczorajszem omdleniu w teatrze hrabiny Natalji, spowodowanem niespodzianym księcia widokiem, żeby historja ta była skończona; hrabina jest wdową, jest wolna, a powiadają, że książę Robert zachował dla niej w sercu najżywszą namiętność.
Ostatnie wyrazy, przypomnienie wypadku w teatrze, którego był świadkiem hrabia, nie rozumiejąc go, przybiły tak nieszczęśliwego Mościńskiego, złamały go, iż dwa strumienie łez z oczów mu się puściły. Chwycił za ręce Piątkiewicza i głosem omdlałym napół, począł wołać:
— Na miłość Bożą, ulituj się, człowiecze, daj mi tchnąć, pozwól myśli zebrać!
Stary skłonił głowę, umilkł natychmiast i czekał cierpliwie — Mościński zapomniał o wszelkiej względem nieznajomego obawie, o potrzebie poskramiania się, wstał i z załamanemi rękami począł się po pokoju przechadzać.
— O ja nieszczęśliwy, o ja nieszczęśliwy! Alfonia w nim zakochana, Alfonia go serdecznie kocha, to jej pierwsza niewinna miłość. Niechby już grosza nie miał, ale ta jakaś Natalja, ten romans! To są chyba fałsze. To człek prawy, onby nie atentował córce mojej, gdyby inną miłość miał w sercu. O mój Boże! cóż za piorun!
Piątkiewicz chciał coś mówić.
— Proszę pana, już dosyć, nie chcę słyszeć nic więcej. Zlituj się pan nad ojcem, — przerwał hrabia — daj mi pan zebrać myśli. Nie, to człowiek szlachetny.
— Najszlachetniejszy z ludzi, — potwierdził adwo-